21 kwietnia 2015

Jak to Matka na Dziki Zachód się wybrała i wrócić nie umiała


W zeszły weekend wybrałam się na spotkanie mam blogujących Matki na Dzikim Zachodzie w Szczecinie. Na wyjazd byłam przygotowana już dawno, a bilety były kupione długo przed terminem i dzielnie czekały. Kiedy nastał ten dzień matka się spakowała, rodzinę pożegnała i ruszyła na podbój Szczecina.


Dzięki uprzejmości Marty miałam gdzie przenocować co sprawiło, że nie musiałam jechać w te i nazad lub szukać jakiegoś noclegu na mieście. Nawet gdybym bardzo chciała pojechać tylko na samo spotkanie to nie było takiej opcji, ponieważ wszelkie różne połączenia były tak niedogodne, że musiałam wybrać czy jechać z 2-3 przesiadkami i być o 6 rano i zapłacić kolosalne pieniądze czy pojechać bez przesiadek dzień wcześniej i spędzić więcej czasu w tym mieście. Oczywiście domyślacie się co wybrałam :) Tak więc na miejscu zjawiłam się już w piątek popołudniu. Na dworcu czekała na mnie Marta, z którą spędziłam przemiło czas. Zaplanowany miałyśmy cały weekend.

Kiedy tylko chwilkę odpoczęłam poszłyśmy zwiedzać miasto i poszaleć na shoppingu :) Właściwie więcej poszalała Marta ale i ja z pustą ręką nie wróciłam. Kolejnego dnia spędziłyśmy czas w przecudnej atmosferze wśród innych uczestniczek owego zamieszania (ale o tym w innym poście). Natomiast późne popołudnie spędziłyśmy na spacerze i smacznej kolacji  :)





Niestety w miłym towarzystwie czas ucieka zbyt szybko i nieuchronnie zbliżał się moment mego wyjazdu do domu. Wstałyśmy dość wcześnie, zjadłyśmy śniadanie i wyszłyśmy na dworzec. Kiedy dochodziłyśmy zobaczyłyśmy nadjeżdżający pociąg ale wiedziałyśmy, że mamy jeszcze chwilkę czasu – mimo to przyśpieszyłyśmy kroku. Kiedy weszłyśmy na peron okazało się, że to nie mój pociąg. Trochę mi ulżyło bo był on cały zajęty przez kibiców, których również nie brakowało na całym peronie. Wiedziałyśmy też, że skoro to nie ten pociąg należy przejść na drugi peron gdzie również podjechał pociąg. Przebicie się przez tłum wrzeszczących kibiców graniczyło z cudem więc kiedy dotarłyśmy na schody i weszłyśmy na górę zobaczyłyśmy odjeżdżający pociąg. Jak się okazało mój pociąg. Byłam zła jak diabli. Jak tak to się ciągle spóźniają, a akurat dziś musiał przyjechać punktualnie …. ba śmiem nawet twierdzić, że był nawet przed czasem. No cóż nie było wyjścia, trzeba było iść do kasy i kombinować coś aby jednak do tego domu jakoś wrócić. Na szczęście przemiła pani w kasie powiedziała, że da się anulować bilet i zrobić dopłatę ale nie ma już żadnego bezpośredniego pociągu . No cóż nie było wyboru, trzeba było wybrać najlepszą opcję i zrobić dopłatę różnicy w cenie ponieważ jeden z pociągów to Intercity. Strasznie długo to wszystko trwało ale kiedy miałam już drugi bilet w ręku to nie chciałam się już za nic ruszać z miejsca aby znowu się coś nie przytrafiło. Ale niestety nie było nawet gdzie się kawy napić więc Marta postanowiła, że idziemy na kawę do rodziców. Oczywiście szłam jakby w amoku ciągle mając w głowie wyjść dużo wcześniej i czekać na dworcu co by znowu tyłu pociągu nie zobaczyć.  Tym razem się udało.

Na dworcu byłyśmy, a właściwie byliśmy – bo rodzice poszli z nami – dużo przed czasem i tata Marty sobie nawet żartował, że w takim tempie jaki narzuciłyśmy to do głównego byśmy doszły :P Tak więc kiedy nadjechał pociąg pożegnałam się, wsiadłam i pojechałam. Dojechałam do pierwszego miejsca przesiadki. Był to Poznań. I o mało "nie zeszłam" kiedy nie mogłam znaleźć pociągu ale na szczęście jeden z pracowników kolei mi pomógł i pokierował na odpowiedni peron. Nie śmiejcie się ale miałam na przesiadkę tylko 9 minut. Kiedy dotarłam na miejsce i znalazłam się w przedziale odetchnęłam z ulgą bo wiedziałam, że teraz już będzie tylko lepiej gdyż w Warszawie miałam dużo więcej czasu bo aż 30 minut i co się okazało potem z tego samego peronu wiec gdyby nie ta piździawa na dworze to bym wcale z niego nie schodziła.

Do Lublina jechałam z wielkimi przygodami ale na swej drodze spotkałam miłych i życzliwych ludzi co bardzo rzadko się zdarza, bo nawet w pociągu spotkało mnie miłe zaskoczenie ze strony młodego człowieka, który sam mi zaproponował położenie bagażu na półce. Natomiast kiedy wysiadał dwie stacje wcześniej niż ja spytał czy dam sobie radę potem z bagażem, czy może go zdjąć i położyć na siedzeniu (bo dalej jechałam już sama) :)

Podsumowując moją przygodę nie żałuję, że spóźniłam się bo pewnie nie poznałabym tak wspaniałych ludzi jak rodzice Marty, pana na kolei czy tego uczynnego młodego człowieka. I cytując słowa taty Marty " ten pociąg nie był mi pisany " :D

Na koniec jeszcze kilka zdjęć :)





Czy Wam też kiedyś przytrafiło się coś ciekawego, niesamowitego lub niemożliwego? Napiszcie mi o tym w komentarzach.

Pozdrawiam
Kasia

40 komentarzy:

  1. Fajnie że byłaś, a bez przygód byłoby nudno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak :) przygody to sobie chyba do CV jako hobby wpiszę :D dziekuję Kasiu, ze mogłam z Wami sie spotkać :*

      Usuń
  2. Super fotki i swietna przygoda,ktora nie zdaza sie co dziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, no i na szczeście nie zdarza mi się to często :D

      Usuń
  3. Potrzeby był Tobie ten wyjazd Kasiu. A w dodatku tyle przygód, że ho ho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak dla samych przygód i adrenaliny warto było :)

      Usuń
  4. Sporo tych przygód :) świetne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wycieczka bez przygód się nie liczy :) Fajnie, że pozwiedzałaś Szczecin

    OdpowiedzUsuń
  6. Najważniejsze ,że wyjazd był udany a przygody z powrotu? Zawsze będzie co wspominać :)
    Ech Szczecin...jednego razu straciła bym w tym mieście życie innym zapewne cnotę :)
    Pewnego razu na wagarach wybrałyśmy się z przyjaciółką właśnie do tego miasta ,podczas "zwiedzania" na wałach zobaczyłam auto cudo. Strasznie byłam ciekawa co to za marka i poleciałam jak głupia żeby poszukać znaczka z przodu. Auto zaparkowane było tuż przy miejscu gdzie stoją statki. Tak się rozpędziłam,że wleciałam miedzy mur a statek! Okazało się ,ze nie ma żadnej barierki co jakoś uszło mojej uwadze i ugrzęzłam jak na kreskówce rękami i nogami zawieszona nad Odrą .Dzięki bogu wyciągnął mnie szybko znajomy i nawet nikt się nie zorientował :)
    Drugim razem nie miałyśmy jak wrócić ,nocą. Pociągów brak,autobusu również ale zaczepił nas pewien pan który zaproponował że zawiezie nas do Myśliborza busem za śmiesznie niską cenę . Cóż ,inni ludzie też jechali wiec wsiadłyśmy. Na miejscu byłyśmy już same ,cóż pan liczył na coś "innego" jak się okazało ,na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  7. ale się działo :) przynajmniej jest co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie pełna przygód ta Twoja podróż powrotna :) Oby to nie była Twoja ostatnia wizyta w Szczecinie, cieszę się, że mogłam Cię poznać i pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że jeszcze kiedyś do Was zawitam ale pewnie już nie sama tylko z młodym :D dziekuję i wzajemnie :D

      Usuń
  9. Oj działo się działo:) Jak to zwykle bywa, trochę stresów zawsze musi być, żeby później mieć z czego się śmiać;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten odjeżdżający pociąg to był znak, żeby zostać w Szczecinie dłużej ;)
    Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzisz nasze piękne miasto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, na pewno to był znak :) pojechałam 2 godz później :P a do Szczecina pewnie kiedyś jeszcze przyjadę :) tylko mnie zaproście :P

      Usuń
  11. ach poznań moje miasto :) szkoda ze mialas tylko 9 minut, następnym razem zapraszam na kawę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż z Poznaniem mam nie zbyt miłe wspomnienia ale mogłabym zrobić wyjatek :D

      Usuń
  12. a ja spod poznania więc spoko ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. i tak jak obiecałas - pojechałaś :) fantastycznie :) bardzo się cieszę,że wyjazd się udał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo Ja zawsze dotrzymuję słowa, no chyba zeby mnie coś nagle sie wydarzyło co by mi jechać nie pozwoliło :)

      Usuń
  14. ależ Ci zazdroszczę tego wyjazdu, mimo tych przygód ;) w Szczecinie nigdy nie byłam, w ogóle nad morzem byłam wieki temu a chodzi to za mną od dawna :) może się uda w wakacje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to była moja pierwsza wizyta w tym mieście :D a do morza to jeszcze trochę dalej :P

      Usuń
  15. w Poznaniu to nigdy nie wiem który peron jest dobry ;) dobrze że dojechałaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja byłam kilka razy na dworcu w Poznaniu i nie cierpię go (mam swoje powody)

      Usuń
  16. Weekend był bardzo udany! Dziękuję Ci, że przyjechałaś. Ja myślę, że kibice koniecznie chcieli Cię zatrzymać :D Będzie co wspominać hehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ja Tobie dziekuję żeś mnie sierotę przygarnęła :D tylko szkoda że Twoich smyków nie udało mi sie poznać ale czuję, ze to nie było nasze ostatnie spotkanie :D

      Usuń
    2. Mam taką nadzieję, że to pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie :D

      Usuń
    3. moje zaproszenie na wakacje aktualne :D a ja teraz wybieram sie do Gdańska :P

      Usuń
  17. Wow, zazdroszczę, z chęcią bym się z Wami kobitki spotkała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu pod koniec maja będę w Gdańsku jak chcesz :D

      Usuń
  18. Tak to czasem bywa, że się spóźni na pociąg. Jak widać, nie ma tego złego... W Szczecinie jeszcze nie byłyśmy, ale mamy w planach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak można pod warunkiem że masz więcej sensownych połączeń i nie musisz kolosalnych dopłat robić :(

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz :)
Staram się Was odwiedzać i również odwdzięczać się komentarzami na Waszych blogach